Kącik Rodzica

Jak pomóc dziecku w adaptacji w przedszkolu?
5 skutecznych metod.

Adaptacja w przedszkolu to trudny czas dla dziecka, rodzica i nauczyciela. Wrzesień już za nami. Coraz częściej zauważam jednak, że rodzice decydują się na pierwszą adaptację w przedszkolu właśnie w połowie roku. Dlatego postanowiłam przygotować artykuł o adaptacji w przedszkolu i przedstawić Wam 5 skutecznych metod dla rodziców i dzieci na przetrwanie tych dni. Najważniejsze jest zrozumienie i poczucie bezpieczeństwa dziecka. Możemy wyobrazić sobie co czuje dziecko, które (mimo najszczerszych dobrych chęci Pań nauczycielek) zostaje przekazane do obcego miejsca. Fala emocji, jaką odczuwa dziecko, jest bardzo duża…

1. Wybierz odpowiednie przedszkole

Zastanów się co jest ważne dla Ciebie i Twojego dziecka, a następnie zrób rozeznanie pobliskich przedszkoli. Poszczególne placówki mają zróżnicowane oferty – od zajęć językowych, przez robotykę/automatykę, po codzienny kontakt z naturą. Na czym Wam najbardziej zależy? Czy wolicie przedszkole samorządowe, czy prywatne o określnym standardzie? Jak już dokonacie wyboru i zapiszecie dziecko, to zaufaj nauczycielowi. Ta osoba stawia dobro dzieci ponad wszystko. Przecież spędza z nimi wiele godzin i naprawdę zależy mu/jej, żeby dzieci pozytywnie spędziły ten czas. Być może będzie miał inne sposoby nauczania czy wychowania. Postaraj się je w pierwszej kolejności zrozumieć i o nich porozmawiać, nawet jeśli wydają Ci się niewłaściwe. Współpraca na linii rodzic – nauczyciel jest kluczowa. Jeśli będziecie się wspierać, to wspólnie pomożecie dziecku rozwinąć skrzydła. Dzięki temu dzieci będą czuły się dobrze i bezpiecznie.

Adaptacja w przedszkolu Pomabajki

2. Rozmawiaj i przygotuj dziecko na początku

Rozmawiajcie dużo o przedszkolu. Dla dziecka to przecież nowość, więc będzie miało mnóstwo emocji i przemyśleń – pozytywnych oraz negatywnych. A Ty też, bo dla Ciebie to też będzie nowość (ufff, wreszcie czas na obejrzenie serialu, ale ojjj, czy moje dziecko poradzi sobie z nowym miejscu?!). Możecie wziąć udział w zajęciach adaptacyjnych, dzięki czemu poznacie nauczyciela i inne dzieci. Odwiedźcie pobliski plac zabaw i okolicę placówki. Bardzo dobrym pomysłem jest czytanie albo słuchanie bajek o pierwszym dniu w przedszkolu. Takie materiały pomagają „na miękko” poruszyć ten temat i rozładować emocje. To właśnie na podstawie obserwacji dzieci (oraz rodziców!) postanowiłam przygotować audiobajkę o adaptacji. Hania i Leśne ludki to bajka terapeutyczna, pomaga dzieciom oraz rodzicom w adaptacji w przedszkolu. Bajkę możesz puścić dziecku, przesłuchać ją razem, a następnie przerobić materiały do pracy.

Jak pomóc dziecku w adaptacji w przedszkolu?
Audiobajka Hania i Leśne Ludki Pomabajki

Hania i Leśne Ludki – audiobajka o adaptacji

W tej bajce Hania pierwszy raz pójdzie do przedszkola! Hania z jednej strony nie może się doczekać, ale z drugiej… odczuwa strach i niepokój.

Czy przedszkole jej się spodoba? Czy zaprzyjaźni się z innymi dziećmi? I czy spotka magicznego leśnego ludka?

Długość bajki: 12:56

Wartości: przedszkole, emocje, radość, strach, przyjaźń, magia, bajkoterapia, przyroda.

3. Zbudujcie wspólną rutynę

Co pijesz codziennie rano – wodę, kawę czy herbatę? W którym kubku? Możesz robisz poranną gimnastykę albo włączasz ulubione radio/muzykę? To pomaga Ci wejść w dzień z dobrym nastawieniem. I tak samo może pomóc Twojemu dziecku. Wspólne poranki i wspólna rutyna pomogą uniknąć stresu oraz przygotować się do przedszkola (ehh, ten 5 dniowym tydzień pracy i tylko 2 dniowy weekend zaczyna się właśnie już teraz i tak to potrwa aż do emerytury…).

Przykłady rutyny:

  • wspólne śniadanie,
  • poranne słuchanie ulubionej muzyki,
  • zamiast jazdy samochodem, może spacer do przedszkola?
  • rutynowe pożegnanie – może wspólnie je wymyślicie? Np. Przytulas, piątka i rozpoczynam dzień pełen zabawy. 🙂

Rutyna sprawi, że dziecko będzie wiedziało co zaraz nastąpi, a dzięki temu będzie emocjonalnie przygotowane.

Adaptacja w przedszkolu Pomabajki

4. Pozytywna dyscyplina + język pozytywów

Nasze emocje wpływają na emocje dziecka. I te pozytywne i negatywne są zaraźliwe. To zrozumiałe, że w trudniejsze dni możesz mieć gorszy nastrój i nie pałać optymizmem. Ale w pozostałe postaraj się zachować pozytywny nastrój. Życz dziecku przyjemnych zajęć, miłego dnia, smacznego obiadu, dobrej zabawy z kolegami. Jeśli dziecko lubi rysować, zachęć go do namalowania rysunku dla kogoś innego. Staraj się unikać komunikatów, które budują strach i są nieprzyjemne. „Nie bój się”, „muszę już iść”, „nie będzie tak źle” – to wykreślamy ze swojego słownika! Gdy tylko masz na to przestrzeń, przenoś na dziecko swój dobry nastrój. 🙂

Adaptacja w przedszkolu Pomabajki

5. Metoda na adaptację w przedszkolu to czas.

Dzieci, tak jak i my dorośli, potrzebują czasu do zapoznania się z nowym miejscem i osobami. Możemy dziecko wspierać we wszystkim: rozmawiać, okazywać miłość, zrozumienia, włączać audiobajki. Ale to właśnie czas działa na ich korzyść. Warto przeczekać te pierwsze tygodnie (oczywiście zachowując powyższe metody i działać na bieżąco), a później z każdym dniem będzie lepiej. Zbyt wysokie oczekiwania w stosunku do dziecka mogą wywołać efekt odwrotny od zamierzonego. Zamiast wymagania pełnej adaptacji w bardzo krótkim czasie zauważaj postępy z dnia na dzień 🙂 Jeśli Twoje dziecko jeszcze nie nawiązało prawdziwych przyjaźni i nie otworzyło się w pełni na inne dzieci, to doceń nawet krótszą zabawę i rozmowę. Z czasem na pewno te relacje się pogłębią i będzie miało swoje bliskie koleżanki i kolegów.

Jak pomóc dziecku w adaptacji w przedszkolu?

Wiele rodziców zastanawia się jak pomóc dziecku w adaptacji w przedszkolu. I faktycznie, dziecku trzeba pomóc zmierzyć się z tym nie lada wyzwaniem. Rodzic jednak też powinien trzymać rękę na pulsie i pracować nad sobą 😊 Przede wszystkim nie ma się co za bardzo stresować i panikować, jeśli pierwsze dni będą trudne. Takie mogą być, tak po prostu jest. Mam nadzieję, że powyższe metody pozwolą ostudzić Twoje emocje i działać w sposób przemyślany. Nawet taka prosta rzecz, jak zaplanowanie krótszej pracy w pierwszym tygodniu przedszkola, wywoła ogromny efekt. Bo codzienna rozmowa, poświęcenie dziecku czasu na podzielenie się emocjami, to rzecz bardzo prosta, ale jakże potrzebna!

Źródło: Blog „POMABAJKI”

Czy wyręczanie dziecka jest okazywaniem troski? Czego dowiaduje się dziecko, którego rodzic wyręcza w czynnościach? Jakie mogą być bliższe i dalsze skutki wyręczania dziecka? W tekście poniżej podejmę próbę zmierzenia się z tymi pytaniami.

Wyręczanie dziecka

Wyręczaniem są wszystkie te niezliczone sytuacje, które można obserwować w zachowaniach rodziców dzieci w każdym wieku. Gdy dzieci są małe: karmienie łyżeczką („bo jak je sam(-a), to brudzi”), ubieranie („bo guziki zapina krzywo i jeszcze zajmuje mu to wieki”), wkładanie butów („bo się spóźnię do pracy”), odbieranie nożyczek, noża („bo niebezpieczne”). Gdy trochę starsze: poprawianie prac dziecka („wstyd takie rzeczy oddawać”), odrabianie zadań za dziecko („no widzi pani, ile mają zadane?”), przygotowywanie ubrań do włożenia („sam(-a) się  źle ubierze”), przygotowywanie śniadania, kolacji („jak ja nie zrobię kanapek, to nic nie zje”). 
 
Gdy to nastolatka(-tek): podrzucanie zapomnianych rzeczy do szkoły („śniadania zapomniał(-a)”), podwożenie na wszelkie zajęcia czy imprezy, nawet te odbywające się dość blisko domu („spokojniejsza(-y) jestem”), organizowanie dziecku czasu po szkole („jak siedzi na zajęciach w MDK, to głupot nie narobi”), wybieranie znajomych i zapraszanie do domu wybranych koleżanek i kolegów („trzeba mieć oko na to, z kim się spotyka”).

To oczywiście tylko przykłady. Zachowań, które są wyręczaniem dziecka, a potem stopniowym zawłaszczaniem jego decyzyjności, jest dużo więcej, a na każde z nich są „usprawiedliwienia”: bo robi to źle, nie umie tego zrobić, bo robi to zbyt wolno, bo ma się uczyć, to jest jego obowiązek, brak mu kompetencji, żeby robić to samodzielnie, to jest wyraz mojej troski o moje dziecko.

Czego uczą się dzieci wyręczane przez rodziców

  1. Myślenie w kategoriach bezradności

    Jeśli od wczesnego dzieciństwa dziecko jest wyręczane w sytuacjach, które mogą być dla niego trudne, nabywa przekonania, że trudności musi rozwiązywać ktoś inny.
     To poczucie bezradności wobec trudności będzie narastać wraz ze zwiększająca się złożonością problemów. To już tylko krok do wejścia w psychologiczną rolę ofiary, która oczekuje, że inni sprawią, że poczuje się dobrze, a jeśli tego nie robią, to krzywdzą tę osobę. Tak postrzegane relacje z innymi nie pozwalają na budowanie trwałych więzi, ponieważ druga osoba będzie pod presją nieustannego dbania o potrzeby „ofiary”, która jest bezradna wobec życia.

  2. Brak aktywności i decyzyjności

    Wyręczane przez rodziców dzieci stopniowo tracą naturalną potrzebę aktywności i decyzyjności. Maluch jeszcze będzie podejmował próby, ale nastolatek może już mieć utrwaloną postawę oportunizmu, „płynięcia z prądem”, bo tak łatwiej. Niebezpieczne jest to, że poczucie braku kontroli nad życiem będzie narastało, a wraz z nim niebezpieczeństwo zaniżonych nastrojów.

  3. Niska lub zawyżona samoocena i zaniżone poczucie wartości

    Dzieci, które nieustannie otrzymują komunikaty, że ktoś inny zrobi to lepiej, szybciej, dokładniej, mogą zacząć myśleć autodestrukcyjnie, obniżając swoją samoocenę: jestem do niczego; nic nie potrafię zrobić dobrze; inni potrafią, ale ja nie. Będą także tacy, który będą wykorzystywać stałe wyręczanie, aby przyjmować efekty cudzej pracy za swoje i na nich opierać zawyżoną samoocenę, np. gdy rodzic odrabia lub mocno wspomaga pracę dziecka, ono dostaje świetne stopnie, a potem wyobraża sobie świetną karierę, ale dość szybko rzeczywistość weryfikuje jego ambicje. Cios wymierzony w poczucie wartości będzie bardzo silny, a to znowu pociąga za sobą wzrost ryzyka problemów psychicznych, gdyż samoocena i poczucie wartości wpierają odporność psychiczną.

  4. Lekceważenie innych

    To kolejny niebezpieczny skutek wyręczania dziecka w mierzeniu się z trudnościami. Może zacząć postrzegać siebie jako kogoś, kogo żadne problemy nie dotyczą, bo przecież znikają za sprawą opiekuńczego rodzica. Lekceważy także tych, którzy samodzielnie rozwiązują problemy, bo przecież to jej/jego nie dotyczy.

  5. Brak umiejętności współpracy z innymi, zaburzone relacje

    Współpraca z innymi zakłada dobre, oparte na wzajemnym szacunku relacje, a także podejmowanie wyzwań, które pomagają grupie realizować zarówno indywidualne, jak wspólne cele. Dziecko, nastolatek, który nie mierzył się niemal nigdy z trudnościami, będzie miał poważne kłopoty, aby zaangażować się w zadania zespołu, które wymagają czasem rozwiązywania problemów, czasem uznania swojej porażki, natomiast zawsze radości z sukcesów zarówno grupy, jak i każdego z członków zespołu. Jeśli przyzwyczaił się do korzystania ze wsparcia, teraz może wykorzystywać innych do osiągania własnych celów, ale niekoniecznie być skorym do wspierania innych w radzeniu sobie z trudnościami, ponieważ nie ma kompetencji, aby to robić.

  6. Agresywna lub uległa postawa wobec ludzi

    Każdy człowiek żyje we własnej przestrzeni wolności, w której realizuje swoje cele i życie, ale nie może przy tym nie uwzględniać praw innych osób do tego samego. Jeśli nauczyliśmy nasze dziecko tylko brania i bycia  wyręczanym przez innych, trudno mu będzie zaakceptować fakt, że teraz mierzenie się z trudnościami to jego osobista sprawa. Jest to źródłem frustracji, może powodować agresywne lub pasywne zachowania wobec innych, zwiększać ryzyko zachowań niebezpiecznych związanych z trudnymi stanami psychicznymi: sięganie po alkohol, narkotyki, dopalacze, leki, autoagresję.

a_wyreczanie_dziecka_LR_graf_1.jpg

Jak uniknąć pułapek wyręczania

Jeśli Twoje dziecko nie umie czegoś zrobić, to je tego naucz; jeśli robi coś zbyt wolno, pozwól mu ćwiczyć; jeśli robi to inaczej niż Ty, zastanów się, w czym jego rozwiązanie jest gorsze. A może sam(-a) się czegoś nauczysz? Jeśli jest zbyt przeciążone,  wesprzyj je w planowaniu pracy. Jeśli swoje zachowanie postrzegasz w kategoriach  troski, pomyśl nad celem  wychowywania. Przecież chcesz, aby dziecko było szczęśliwe. A będzie tak wtedy, gdy przeżyje swoje życie zgodnie z własną wolą, po swojemu, w swoim tempie, z własnymi priorytetami. Bądź przy nim i wspieraj je, ale nie wyręczaj, nie podejmuj decyzji za nie, bo to jego życie. Dzieci wychowujemy dla świata, nie dla siebie. I dobrze!





Maria Tuchowska
Nauczyciel dyplomowany, polonista i teolog. Posiada wieloletnie doświadczenie w pracy z dziećmi i młodzieżą w placówkach integracyjnych różnego poziomu, edukator, coach, przeprowadziła ok. 600 szkoleń z zakresu kompetencji psychospołecznych nauczycieli, prawa oświatowego, pracy z dziećmi i młodzieżą z różnego typu zaburzeniami. Specjalizuje się również w tematyce dotyczącej zagadnień związanych z obecnością rodziców w szkole.
Rozmowa o szkole to przede wszystkim czas i dzielenie się przeżyciami, nie tylko informacje o stopniach, trudnościach, kłopotach w relacjach z rówieśnikami czy menu w szkolnej stołówce. Takie tematy też mogą się w tych rozmowach pojawić – nawet powinny – ale ważne jest to, co dziecko przeżyło podczas godzin spędzonych poza domem i jego potrzeba, aby tymi emocjami podzielić się z rodzicami.

Rozmowa o szkole – budowanie poczucia ważności i szacunku

Szkoła jest codziennym (czasem trudnym) obowiązkiem dziecka. Spędza w niej kilka godzin dziennie, a do tego jeszcze trzeba liczyć czas, jaki poświęca na przygotowanie się na lekcje. Podczas pobytu w szkole dziecko doświadcza mnóstwa sytuacji, w które angażuje się mniej lub bardziej emocjonalnie. Im silniej przeżywa lekcje i relacje z rówieśnikami i dorosłymi, których tam spotyka, tym większą może mieć potrzebę, aby o tych przeżyciach opowiedzieć. Jednak nie komuś przypadkowemu, ale dorosłemu, do którego ma zaufanie, który nie zlekceważy emocji, który da poczucie wsparcia i zrozumie, który kocha bezwarunkowo… Wspierający rodzic docenia tę potrzebę i nie tylko na nią odpowiada, ale także wykorzystuje czas rozmowy o szkole na to, by wzmocnić w dziecku poczucie wartości. Jeśli dziecko czuje się ważne dla dorosłego opiekuna, zaprocentuje to większym zaufaniem do niego, a to z kolei przełoży się na wiele korzyści zarówno dla młodego człowieka, jak całej rodziny.

Budowanie relacji i więzi w rodzinie w czasie rozmowy o szkole

Więzi rodzinne to jeden z czynników zmniejszających ryzyko zachowań niebezpiecznych dzieci i młodzieży. Im silniejsze, tym większa pewność, że dziecko czy nastolatek przyjdzie z problemem do rodzica, bo ma do niego zaufanie. Dobre relacje buduje się na różne sposoby, ale rozmawianie z dzieckiem o rzeczach, które są dla niego ważne, należy do najskuteczniejszych. Chodzi o proste zwroty, takie jak: „Opowiesz mi?”; „Chciałabym zrozumieć, co przeżywałeś w tej sytuacji”; „Widzę, że to dla Ciebie ważne”; „To musiało być trudne dla Ciebie”; „Jak się teraz czujesz?”. Są tak zwyczajne, a pozwalają dziecku poczuć zainteresowanie rodzica jego sprawami i odzwierciedlają akceptację i miłość. Czasem trudno je wyartykułować, szczególnie wtedy, gdy rodzic jest pod wpływem silnych emocji (np. dowiedział się od kogoś innego o wydarzeniach, w których jego dziecko zachowało się inaczej, niż oczekiwał). W tego typu sytuacji warto po prostu to powiedzieć: „Jestem zdenerwowana”; „Potrzebuję trochę czasu, żeby się oswoić z tą wiadomością”; „Było mi przykro”. Ale zaraz potem: „Pamiętaj, że Cię kocham zawsze! To, co się wydarzyło, nie ma wpływu na moją miłość do Ciebie”.

a_codzienna_rozmowa_o_szkole_LR_graf_1.jpg

Zobaczenie rzeczywistości szkolnej oczami dziecka

Każdy człowiek reaguje na wydarzenia emocjonalnie, ale nie każdy potrafi podjąć później refleksję intelektualną nad tym, co się wydarzyło. Szczególnie dzieci i młodzież mogą mieć z tym kłopoty, ponieważ ich kompetencje w zakresie kontroli emocji dopiero się kształtują. Rozmowy o szkole, o rówieśnikach i związanych z różnymi sytuacjami przeżyciach, mogą stanowić okazję do wspierania dziecka w rozwijaniu umiejętności panowania nad emocjami i podejmowania krytycznej analizy tego, co się rzeczywiście wydarzyło. Ważne, aby rodzic, słuchając emocjonalnych wypowiedzi dziecka, starał się dostrzec szeroki kontekst wydarzenia. Może tu chodzić o bardzo różne sprawy:
  • „Ona się na mnie uwzięła…” – „Widzę, że jesteś rozgoryczona tą trójką z odpowiedzi. Opowiesz, jak to było?”;
  • „Mam dość tej Kaśki! Nigdy się do niej nie odezwę” – „To, co powiedziała, musiało cię mocno zaboleć. Opowiesz jak do tego doszło?”;
  • „Ja mu tylko oddałem, a pan potraktował mnie tak samo! Ja się wcale nie biłem!” – „Rozumiem, że Krzysiek cię zaczepiał, a miał jakiś powód? Co się wydarzyło wcześniej?”.
Tak prowadzone rozmowy mogą dać dziecku szansę się opanować i podjąć refleksję nad wydarzeniami, a równocześnie pokazują rodzicowi skalę emocji dziecka w odniesieniu do konkretnej sytuacji. Pamiętajmy też, że prawie nigdy nie uzyskujemy obiektywnego obrazu tego, co się naprawdę wydarzyło, ponieważ do tego potrzebna jest relacja innych osób, które brały w tym udział. Wizyta interwencyjna rodzica w szkole ma sens wtedy, gdy intencją jest zebranie obiektywnych informacji, a nie rozładowanie jego emocji.

Szybka reakcja przy problemach dziecka

Bywa oczywiście tak, że niektóre relacje budzą niepokój rodzica i wtedy – słusznie – udaje się do wychowawcy, aby uzyskać dodatkowe informacje lub pomoc. Może to być wtedy, gdy dziecko komunikuje, że ktoś mu dokucza, stosuje wobec niego przemoc, ma kłopoty w opanowaniu treści konkretnego przedmiotu albo potrzebuje wsparcia w innych trudnościach, np. emocjonalnych. Wizyta w szkole powinna być poprzedzona rozmową, lecz nie w atmosferze strachu („Czekaj, ja sobie porozmawiam z nauczycielem i wtedy dopiero pogadamy”), ale po to, aby uzgodnić z dzieckiem strategię: „Chcę się dowiedzieć, jakiej pomocy może w tej sytuacji udzielić szkoła”; „Myślę, że Twój wychowawca może nam pomóc w zaradzeniu temu konfliktowi”.

Dobry czas na rozmowę o szkole

Żeby rozmowa o szkole mogła przynieść wymieniane wyżej korzyści, powinna odbyć się w „dobrym” czasie. Czyli kiedy? Wtedy, gdy zarówno dziecko, jak i rodzice są zrelaksowani (nie zaraz po powrocie ze szkoły czy z pracy), mogą już zdystansować się do wydarzeń danego dnia (przywitali się serdecznie, zjedli razem posiłek, odpoczęli, zajęli się swoimi ulubionymi zajęciami itd.), a także nie mają przed sobą wyznaczonego terminu (bo wtedy pośpiech i zerkanie na zegarek mogą uniemożliwić np. zwierzenia). Wydaje się więc, że dobrym czasem jest wieczór, może po kolacji, ale niezbyt późno. Natomiast wtedy, gdy wydarzy się coś trudnego dla dziecka, szczególnie jeśli jest silnie podekscytowane, nie ma co odkładać rozmowy. Wymaga to jednak dużej dyscypliny emocjonalnej, aby skupić się na jego słowach i mimice, wysłuchać do końca, a potem podjąć dialog – bez interpretowania i oceniania – który pomoże zbudować rzeczywisty obraz wydarzenia i da szansę uzgodnić sposób postępowania.



Maria Tuchowska
Nauczyciel dyplomowany, polonista i teolog. Posiada wieloletnie doświadczenie w pracy z dziećmi i młodzieżą w placówkach integracyjnych różnego poziomu, edukator, coach, przeprowadziła ok. 600 szkoleń z zakresu kompetencji psychospołecznych nauczycieli, prawa oświatowego, pracy z dziećmi i młodzieżą z różnego typu zaburzeniami. Specjalizuje się również w tematyce dotyczącej zagadnień związanych z obecnością rodziców w szkole.
Zazdrość o rodzeństwo może pojawić się na każdym etapie rozwoju dziecka – zarówno w dzieciństwie, jak i w okresie nastoletnim. Zdarza się, że dotyka nawet osób dorosłych. Z najsilniejszą zazdrością zwykle mamy do czynienia, kiedy w domu pojawia się młodsze rodzeństwo. To najlepszy moment, by tę zmianę przepracować i zapewnić rodzinie względny spokój.

Nawet jeśli rodzeństwo było oczekiwane, a nasze pierworodne dziecko było przygotowane na pojawienie się brata lub siostry, zawsze będzie to dla niego nowa sytuacja, która zachwieje jego poczuciem bezpieczeństwa. Odchodzi to, co dobrze znane, i pojawia się nowe, a wraz z nim niepewność – czy rodzice nadal mnie kochają, czy nadal jestem ich ukochanym synkiem czy córeczką. Niezaopiekowanie się obawami i frustracjami pierworodnego może pozostać z nim na długo, czasem na zawsze. W efekcie nawet w okresie dorosłości żywi zazdrość o brata czy siostrę.

Zazdrość w rodzeństwie – co czuje starsze dziecko

Kiedy pojawia się młodsze rodzeństwo, uwaga niemal całego świata jest skierowana w jego stronę. Zwykle starsze dziecko przestaje być dostrzegane, a rodzice wymagają od niego zbyt wiele, jeśli chodzi o zrozumienie i zaakceptowanie nowej sytuacji. Dziecko odczuwa złość, frustrację i zazdrość o niemal wszystko, czego doświadcza brat lub siostra, a czego ono jest pozbawiane.  A przecież jeszcze do niedawna było na pierwszym miejscu. Jaka jest sytuacja pierworodnego?

  • Odczuwa złość, że musi teraz dzielić się z kimś swoimi ukochanymi rodzicami, ich uwagą i bliskością.
  • Pojawia się frustracja, że musi odraczać realizację własnych potrzeb, ponieważ rodzice częściej zajmują się rodzeństwem i jego potrzebami.
  • Pojawia się żal wywołany stratą.
Jeżeli rodzice nie zaopiekują się emocjami, potrzebami i odczuciami starszego dziecka, to bez wątpienia pojawią się w nim niechęć i zazdrość o rodzeństwo, a rodzice usłyszą wykrzyczane słowa: „Mam dość, oddajcie go tam, skąd go wzięliście!”. Najlepsze, co możemy wtedy zrobić, to dać mu przestrzeń, aby te nieprzyjemne emocje wybrzmiały i zgodzić się na ich przeżywanie. Czyli zamiast:

  • „Przestań się tak zachowywać, to, co mówisz, jest niedorzeczne, zachowuj się, jak przystało na starszą siostrę”.
Powiedz:

  • „Widzę, że czasami twój brat strasznie Cię denerwuje, tak bardzo, że chciałabyś, żeby było jak dawniej, zanim się pojawił”.
Rodzice zwykle obawiają się, że tego rodzaju zdania mogą wzmocnić złość i zazdrość starszego dziecka. Nic bardziej mylnego. Jeżeli starsze dziecko zostanie zaakceptowane wraz z tym, co przeżywa – z płaczem, krzykiem, złością – poczuje się wysłuchane, dostrzeżone, a co najważniejsze – zaakceptowane i kochane. To przywróci mu zaufanie do rodziców i pozwoli zrozumieć, że choć teraz więcej czasu poświęcają maluchowi, to nadal jest dla nich ważne. Dzięki temu zaakceptuje młodsze rodzeństwo i w ten sposób pojawi się szansa na zbudowanie między nimi dobrej relacji.

a_zazdroscLR_graf_1.jpg

Czym jest zazdrość

Zazdrość to uczucie pojawiające się w sytuacji, gdy czujemy frustrację z powodu zagrożenia, które uniemożliwia lub utrudnia nam zaspokojenie potrzeb. W rodzeństwie źródłem tego zagrożenia może być brat lub siostra. Zazdrość jest złożoną emocją: obejmuje gniew, złość, a także stres. Jest też komunikatem wysyłanym przez dziecko, że w relacji czegoś mu brakuje. To nie jest zawiść, egoizm, niedojrzałość czy chęć postawienia na swoim. Zazdrość służy temu, żeby rodzice wreszcie zwrócili uwagę również na mnie, żeby przestali mówić, że powinienem rozumieć, co się dzieje, bo jestem mądrzejszy, starszy, zdrowszy itp. Każdemu dziecku zależy na uwadze i miłości rodziców, dlatego naszą rolą jest znaleźć się tak blisko, jak to tylko możliwe, przy każdym z dzieci. Pamiętajmy,  że zazdrość o rodzeństwo może pojawić się nie tylko wtedy, kiedy w domu pojawia się nowe dziecko, ale również w czasie, gdy dzieci wchodzą w okres szkolny czy nastoletni.

Co oznacza zazdrość

1. Faworyzowanie jednego z dzieci – choć nie zawsze dzieje się to na poziomie świadomym.  Zdarza się, że rodzice w jakiś sposób wyróżniają jedno z dzieci, traktują je inaczej, ponieważ jest np. bardziej wrażliwe, nieśmiałe, chorowite, niepełnosprawne, starsze, jest dziewczynką czy jest słabsze. Zdania, które sprzyjają zazdrości i rywalizacji, to:

  • Ona jest dziewczynką, ustąp jej.
  • Nie marudź, on jest bardziej wrażliwy.
  • Oddaj bratu zabawkę, on jest młodszy, Ty jesteś starszy i mądrzejszy.
2. Porównywanie i ocenianie – stawianie rodzeństwa za wzór do naśladowania. To nie służy dobrej relacji ani teraz, ani w przyszłości. Komunikaty świadczące o porównywaniu to:

  • Popatrz, jak twoja siostra potrafi spokojnie siedzieć przy stole.
  • Zosia jest zawsze ubrana na czas, nie to co Ty.
  • Boisz się, popatrz, Ania się nie boi.
  • On potrafi siedzieć cicho, a Ciebie muszę ciągle upominać.
  • Twój brat zawsze znajdzie sobie jakieś zajęcie, pobaw się z nim.
Gdy rodzice akcentują, że zachowanie jednego dziecka jest pożądane i godne naśladowania,  wzmacniają w ten sposób zazdrość i złość, co nie pomaga relacjom. Nawet w dorosłości między rodzeństwem utrzymuje się przepaść usłana złością do rodzica, ale i do rodzeństwa. Zdarza się, że nawet jako dorośli mamy żal, że rodzice bardziej kochali siostrę czy brata.

3. Karanie jednego dziecka za to, że zrobiło bratu lub siostrze coś, co nie podoba się rodzicom, np. oszukało, popchnęło czy zniszczyło zabawkę, zwykle ma za zadanie pokazanie drugiemu dziecku, że zrobiło coś niewłaściwego względem rodzeństwa. Nie ma w tym nic złego, lecz że warto się przy tym zastanowić, czy ukarane dziecko rzeczywiście ma szansę dostrzec fakt naruszenia granicy rodzeństwa. Kara zwykle polega na pozbawieniu przywilejów, np. zabraniu telefonu czy komputera, zakazie grania. Kara z definicji powoduje przykrość i dyskomfort. Ukarane dziecko nadal czuje złość, lecz już nie tylko do rodzeństwa,  ale i do rodziców. Odpowiedzialnością za całą sytuację obarcza brata lub siostrę, co jeszcze bardziej nakręca między nimi wrogość i zazdrość.

4. Ingerowanie w konflikty z pozycji sędziego – przeprowadzanie śledztwa, kto zaczął, kto jest winny, co zrobił; ustalanie, kto jest prowodyrem, a kto poszkodowanym i wydawanie werdyktu. Dziecko, które zostaje uznane za winne, zwykle ma żal do rodziców, że nie byli obecni przy konflikcie i że nie wiedzą, co zaszło, a wydają w jego mniemaniu niesprawiedliwy wyrok. Ma żal i poczucie bycia niezrozumianym, a do rodzeństwa czuje złość i jest przekonane, że rodzice jak zwykle faworyzują to drugie. Z drugiej strony pobrzmiewają mi w głowie słowa 14-latka, który miał żal do rodziców, że nigdy nie interweniowali, kiedy jego młodszy brat niszczył mu misternie zbudowane pojazdy kosmiczne z klocków Lego, popychał go, szczypał. Jak mówił: „Moi rodzice nawet nie chcieli wiedzieć, co zaszło”.

Co wspiera relacje bez zazdrości

1. Zadbanie o każde dziecko z osobna, np. wspólny czas tylko z jednym dzieckiem i zapewnienie mu w ten sposób  poczucia, że jest wyjątkowe i jedyne.

2. Autentyczne zainteresowanie tym, jak każde z dzieci widzi świat i czego w nim doświadcza. Spojrzenie na to z szacunkiem, życzliwością i pokorą bez zakładania „ja wiem lepiej”.

3. Akceptowanie każdego dziecka takim, jakie jest, bez stawiania warunków czy formułowania żądań.

4. Bliskość emocjonalna i fizyczna w relacji z każdym dzieckiem.

5. Reagowanie na to, co dziecko do nas mówi, z szacunkiem i empatią.

6. Zapraszanie dzieci do wspólnego spędzania czasu.

7. Poświęcanie każdemu dziecku tyle uwagi, ile potrzebuje.

8. Zwracanie uwagi na uczucia każdego dziecka, nawet jeśli ich reakcje na to samo zdarzenie są inne.

9. Pamiętanie, że potrzeby każdego dziecka są tak samo ważne.

Zazdrość między rodzeństwem prędzej czy później się pojawi, choć z różną siłą i w różnej formie. Naszą rolą jest baczne obserwowanie tego, co się dzieje pomiędzy naszymi dziećmi, oraz niedopuszczanie do sytuacji, w której jedno z dzieci poczuje się przez nas ignorowane, a drugie wyróżniane. Pamiętajmy, że zazdrość pojawia się wówczas, kiedy jedno z dzieci czuje się niesprawiedliwie traktowane do tego stopnia, że musi walczyć o uwagę rodzica, o jego dobre słowo czy docenienie. Dlatego warto być uważnym na to, jak traktujemy nasze dzieci i czy na pewno robimy to w sposób, w jaki tego potrzebują.






Źródła
  • Małgorzata Stańczyk, „Rodzeństwo”, wyd. Mamania, Warszawa 2019.
  • Agnieszka Stein, „Dziecko z Bliska”, wyd. Mamania, Warszawa 2023.

Marzena Jasińska
Trener, dyplomowany coach, doradca rodzinny. Od lat wspiera rodziców w konsultacjach indywidualnych oraz warsztatach psychoedukacyjnych. Swoją pracę opiera na filozofii Jespera Juula, założeniach Rodzicielstwa Bliskości oraz Porozumienia Bez Przemocy. Specjalizuje się w zakresie neurodydaktyki oraz uczenia się uczniów. Ekspert rozwoju osobistego, komunikacji, negocjacji. W swojej pracy zajmuje się także tematyką mediacji szkolnych, procesów grupowych, zarządzania zmianą w organizacji i zarządzania zespołem. Prywatnie mama dwóch synów.
Badania mówią, że 40 proc. polskich rodziców dzieli się w Internecie zdjęciami swoich dzieci. W skali Europy liczba ta sięga 75 proc. Raport przygotowany przez London School of Economics w 2018 r. mówi o tym, że europejscy rodzice, szczególnie ci, którzy wychowują młodsze dzieci, wrzucają materiały o nich do Sieci średnio co tydzień. Jak wygląda cyfrowy ślad Twojej pociechy?

81 proc. dzieci poniżej drugiego roku życia z krajów Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych, Australii, Nowej Zelandii i Japonii ma cyfrowy ślad w postaci zdjęć opublikowanych w Internecie przez rodziców. Dziecko zwykle „pojawia się” w Sieci w wieku 6 miesięcy. Aż 5 proc. dzieci już w tym wieku ma przez rodziców założony… profil w mediach społecznościowych.
 
Na pozór nie wydaje się to specjalnie zaskakujące. Narodziny dziecka to wyjątkowy moment w życiu każdej rodziny. Świeżo upieczeni rodzice są dumni. Później tak samo dumni są z pierwszego uśmiechu, pierwszego kroczku, pierwszej zjedzonej marchewki, świadectwa z czerwonym paskiem. Ich radość bywa tak wielka, że chcą dzielić ją z całym światem. A gdzie łatwiej to zrobić niż poprzez media społecznościowe?

Zjawisko upowszechniania wizerunku dzieci poprzez zdjęcia czy filmiki uzyskało nawet własną nazwę. To sharenting, którego nazwa pochodzi z połączenia dwóch angielskich słów: share – dzielić, udostępniać – i parenting , czyli rodzicielstwo.

Jak wynika z przytoczonego na początku raportu, zaledwie ¼ rodziców zapytała o zgodę na udostępnienie wizerunku samych zainteresowanych. Tymczasem młodzi ludzie wcale nie są zachwyceni swoją obecnością w Internecie. Oto kilka wypowiedzi nastolatków, z którymi rozmawiałam na ten temat.

  • Moja mama uważa za bardzo zabawne wrzucanie zdjęć, na których jestem mały. Nie rozumie, że ja się tego po prostu wstydzę (chłopak, 15 lat).
  • Nie lubię, jak rodzice wrzucają moje zdjęcia. Wśród moich znajomych to obciach. Jak jestem na wakacjach, to specjalnie ustawiam się tyłem albo bokiem, bo nie chcę takich sztucznych fotek na tle muzeum (chłopak, 14 lat).
  • Szanuję swoją prywatność. Nie mam konta w mediach społecznościowych i nie podoba mi się, że moi rodzice umieszczają tam moje zdjęcia, nawet jak nie są kompromitujące. Myślę, że to nie fair. Z jednej strony w szkole uczą nas, że mamy prawo chronić swój wizerunek, a z drugiej rodzice zachowują się tak, jakbyśmy byli ich własnością, dysponując nim bez naszej zgody (dziewczyna, 16 lat).
Jak widać, niewinny wydawać by się mogło gest wrzucenia do Sieci zdjęcia może mieć liczne konsekwencje emocjonalne dla osoby, która jest na nim uwieczniona. A to nie wszystko.

W momencie umieszczenia zdjęcia w Internecie tracisz nad nim kontrolę i nie wiesz, w jakim celu ktoś może je wykorzystać. Pół biedy, jeśli Twoje dziecko zostanie np. bez swojej wiedzy statystą w agencji stockowej (sprzedającej zdjęcia stanowiące ilustracje do artykułów itd.). Gorzej, jeśli w posiadanie jego wizerunku wejdzie przestępca i np. umieści je na stronach pornograficznych.

Uwaga! Nigdy nie umieszczaj w Internecie zdjęć, na których Twoje dziecko jest nagie lub półnagie (np. z plaży). Mogą zostać wykorzystane do przestępczych celów. To przestępstwo ma nawet swoją nazwę. To „cyfrowy kidnapping”. Polega on na tym, że przestępcy tworzą fikcyjny profil dziecka uzupełniony o fikcyjną historię – ale uzupełniony znalezionym w Sieci i lekkomyślnie udostępnionym przez rodziców zdjęciem. Profil ten służy do kreowania sztucznego ruchu w Sieci np. przez budowanie siatki komentarzy, zwykle o przestępczym charakterze.

Upubliczniając wizerunek Twojego dziecka, odbierasz mu szansę na zbudowanie własnej historii w dorosłym życiu. Każdy z nas przeżył chwile, którymi niekoniecznie chciałby dzielić się z całym światem. Każdy wybiera, co pokazuje, a co nie. Chyba że ktoś zdecydował wcześniej za nas. A taką osobą jesteś właśnie Ty. Twoje dziecko, kończąc osiemnaście lat, będzie już miało cyfrowy zapis. Świat będzie wiedział, że uczyło się jazdy konnej (choć być może w dorosłym życiu zarzuciło ten sport i chciałoby o tym incydencie zapomnieć) i jak wyglądała jego pierwsza szkolna miłość. Czy aby na pewno wszyscy muszą to wszystko wiedzieć?

Udostępniasz za darmo dane marketingowe firmom, które inaczej musiałyby za nie sporo zapłacić. Pokazujesz, jakie ubrania lubi Twoje dziecko, gdzie chętnie spędza czas, co je. Po co ułatwiać specom od marketingu i algorytmów pracę i podawać im wizerunek Twojego dziecka na tacy? Czy to znaczy, że rozsądny rodzic nigdy nie publikuje zdjęć swojego dziecka? Trzeba w tej kwestii zachować zdrowy rozsądek.. Na szczęście o tej kwestii każdy z nas może decydować samodzielnie.

Mnie też zdarza się „wrzucać” zdjęcia moich dzieci (ale zawsze pytam je o zgodę!) Warto tylko przed umieszczeniem jakichkolwiek materiałów wizualnych w Sieci odpowiedzieć sobie na ważne pytania:

  • Po co to robisz? Jakie masz intencje? Np. tak pękasz z dumy z powodu osiągnięć Twojego dziecka, że musisz się nimi podzielić z całym światem lub chcesz rozbawić swoje koleżanki, wrzucając coś, co wydaje Ci się śmieszne. Tymczasem tak naprawdę stawiasz własne dziecko w niekomfortowej sytuacji i narażasz je na kpiny.
  • Czy ustawiłeś(-aś) ustawienia prywatności zdjęcia w taki sposób, że masz kontrolę nad tym, kto to zdjęcie obejrzy i czy zrobiłeś(-aś) co w Twojej mocy, żeby uniemożliwić rozsyłanie tego wizerunku po Sieci?
  • Czy nie miałbyś nic przeciwko temu, żeby podobne zdjęcie Ciebie znalazło się w Internecie?
  • Czy ani Ty, ani Twoje dziecko nie macie nic przeciwko temu, żeby zamieszczany właśnie materiał został w Sieci na zawsze i czy nie wpłynie on negatywnie na przyszłe życie Twojego dziecka albo innych osób?
Jeśli odpowiedziałeś uczciwie na wszystkie te pytania i nadal chcesz dzielić się wizerunkiem swojej pociechy, przyszedł najważniejszy moment – wyraźne zapytanie dziecka zgodę. A także na znalezienie zgody w samym sobie na rezygnację z umieszczenia tego zdjęcia w Internecie, jeśli odpowiedź Twojego dziecka zabrzmiała: Nie, mamo/tato, nie życzę sobie tego. Nie publikuj mojego zdjęcia.

Żaden „like” czy komentarz nie jest wart tego, żeby nadużyć zaufania własnego dziecka. Już wiesz, co masz w tej sytuacji robić.




Źródła:
  • „Sharenting i wizerunek dziecka w Sieci”, A. Borkowska, M. Witkowska; część kampanii realizowanej w ramach projektu „Kampanie edukacyjno-informacyjne na rzecz upowszechniania korzyści z wykorzystywania technologii cyfrowych” realizowanego przez Ministerstwo Cyfryzacji we współpracy z Państwowym Instytutem Badawczym NASK.
  • Livingstone S., Blum-Ross A., Zhang D., (2018), What do parents think, and do, about their children’s online privacy? Parenting for a Digital Future: Survey Report 3, London School of Economics

Lilka Poncyliusz-Guranowska
Autorka jest anglistką, nauczycielem dyplomowanym, egzaminatorką i autorką wielu pozycji (w tym czterech książek) z zakresu metodyki nauczania języka angielskiego i komunikacji międzyludzkiej. Uczestniczyła w wielu szkoleniach z zakresu psychologii rozwoju i profilaktyki, zarówno w Polsce, jak i za granicą. W marcu 2023 r. ukazała się jej książka, poradnik dla nastolatków z zakresu komunikacji społecznej – „Być nastolatekiem i przetrwać. Psychologia komunikacji”. Prywatnie jest mamą osiemnastolatki i czternastolatka.
Jeśli spytać jakiegokolwiek rodzica, czy chciałby, żeby jego dziecko było empatyczne i wykazywało zrozumienie dla innych, pewnie odpowiedziałby bez wahania:

– Jasne! Przecież to bardzo ważne, szczególnie w dzisiejszych czasach.

Jak przekazać te wartości? Naucz dziecko bezinteresownego pomagania. Pamiętaj, że słowa nie wystarczą. Bądź dobrym przykładem – wspólnie z dzieckiem zaangażujcie się w działania charytatywne. Sprawdź, jak robić to dobrze.

Statystyki dowodzą, że pomagamy chętnie i coraz częściej systemowo. Według badań CBOS z 2023 roku aż 68 proc. dorosłych Polaków jest zdania, że „obecnie trzeba być bardziej wrażliwym i gotowym do pomocy innym ludziom”, a 62 proc. potwierdza, że zdarzyło im się wziąć udział w działaniach na rzecz swojego środowiska.

Jeśli dodać do tego, że umiejętność współpracy jest jedną z kompetencji kluczowych, którą specjaliści określają coraz częściej jako niezbędną do osiągnięcia życiowego sukcesu, nie znalazałaby się chyba już ani jedna osoba, która nie chciałaby kształcić u swojego dziecka postawy otwartości na innych i empatii.
 
A jednak wydaje się, że wciąż niewielki procent rodziców angażuje się – i tym samym modeluje wzorce zaangażowania społecznego – w akcje charytatywne i różnego rodzaju działania mające na celu dobro wspólne razem ze swoimi dziećmi.

Temat „wolontariatów” staje się szczególnie popularny dopiero w ósmej klasie – za zaangażowanie w życie lokalnej społeczności i pomoc innym ich pociecha może dostać dodatkowe punkty na świadectwie i tym samym zwiększyć swoje szanse na naukę w wybranej szkole średniej. Tymczasem nie o punkty tu przecież chodzi.

Uczenie dzieci od najmłodszych lat, że angażowanie się w akcje charytatywne przynosi same korzyści, jest inwestycją w przyszłe społeczeństwo. Inwestycją, która wszystkim się opłaci.

Dlaczego warto wraz z dziećmi angażować się w działalność na rzecz innych

  • Wspólna aktywność buduje poczucie rodzinnej wspólnoty.
Małe dzieci uwielbiają  z rodzicami robić cokolwiek (często nie zmienia się to również w wieku  nastoletnim).

A gdy już poczują, że mama czy tata robią coś dobrego i że dzięki temu one też mogą choć trochę zmienić  świat na lepsze, będą najszczęśliwsze na świecie – zwłaszcza że z ich punktu widzenia nich mama czy tata staną się superbohaterami w świetlistych pelerynach.

  • Buduje w dzieciach empatię i wrażliwość na sytuacje życiowe innych ludzi. Dzieci, które od najmłodszych lat oswajane są z chorobą, niepełnosprawnością czy biedą, m.in. przez pomaganie im i okazywanie szacunku, w przyszłości stają się bardziej uważne na drugiego człowieka, wrażliwe i empatyczne.
  • Pozwala wykształcić poczucie wdzięczności. Wielokrotnie spotykałam młodych ludzi, którzy mówili, że od kiedy zaangażowali się w wolontariat polegający na odwiedzaniu  z prezentami osób w trudniejszej sytuacji życiowej, inaczej patrzą na własne życie.
– Kiedyś ciągle byłam w dole – powiedziała pewna siódmoklasistka, która w ramach działalności w harcerstwie w okresie okołoświątecznym odwiedzała z paczkami osoby starsze.

– Ale od tamtej akcji inaczej patrzę na swoje życie. Zobaczyłam, że są ludzie, którzy naprawdę mają bardzo mało. Byliśmy na przykład u pani, która nie miała łazienki. Inna miała tak zimno w mieszkaniu, że musieliśmy siedzieć w kurtkach. A mimo to te osoby witały nas z wdzięcznością i uśmiechem, proponowały herbatę, zapraszały do środka. Wcześniej nawet nie myślałam, że w XXI wieku obok mnie są osoby w takiej sytuacji życiowej. Jak wyszłam od jednej pani, właśnie od tej, u której siedzieliśmy w kurtkach, to się dosłownie popłakałam, bo zdałam sobie sprawę, że nigdy nie myślałam z wdzięcznością o takiej prozaicznej rzeczy jak kaloryfer u mnie w domu.

  • Kształtuje postawę odpowiedzialności społecznej i obywatelskiej. Dzieci, które cały weekend zbierają pieniądze na remont ławek w miejskim parku, na pewno będą ostatnimi osobami, które pomyślą o tym, żeby te ławki kiedyś zdewastować.

    Angażowanie młodych ludzi w lokalne akcje charytatywne buduje w nich poczucie wspólnoty, a tym samym niweluje  myślenie o tym, że coś jest „niczyje” (a taka postawa sprzyja brakowi poszanowania wspólnej własności). Takie dzieci mają też szanse wykształcić głębsze więzi ze wspólnotą lokalną (np. sąsiadami), a tym samym mieć mocniejsze poczucie identyfikacji ze swoim miejscem zamieszkania i zakorzenienia w tradycji.
  • Wzrost samooceny. Osoby, które robią coś bezinteresownie dla innych, myślą o sobie lepiej, traktują swoje potknięcia z większą wyrozumiałością i dzięki temu charakteryzuje ich wyższy poziom rezyliencji.
  • Rozwijanie umiejętności interpersonalnych. Wiele akcji ma charakter aktywny, wymagający kontaktu z ludźmi (np. kiermasze, zbiórki itd.). Pozwala to zaangażowanym w nie dzieciom rozwinąć w sobie umiejętności interpersonalne, a czasami nawet pokonać nieśmiałość.
  • Budowanie w dziecku zaufania do świata dzięki „regule wzajemności”: „Skoro ja pomagam, to i mnie pomogą, gdy będę tego potrzebował(-a)”. W ten sposób zmniejszają się lęk i poczucie osamotnienia w społeczeństwie.

a_wychowywanie_pomaganie_LR_graf_1.jpg

Jak zaangażować dziecko w pomaganie

Wiemy więc już, że warto zaangażować się wspólnie z dzieckiem w pomaganie innym. U niejednego świadomego rodzica pojawi się jednak w tym momencie wątpliwość: 

– No dobrze, to faktycznie słuszna idea, tylko od czego to pomaganie zacząć?

  1. Możesz razem z dzieckiem odwiedzić Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. Ta instytucja ma dane o wszystkich osobach potrzebujących pomocy w Waszej okolicy. Są to dane tajne, więc na pewno nie dostaniecie adresów osób, które np. moglibyście odwiedzić z upominkami, ale rozmowa z pracownikiem może być pomocna w określeniu, gdzie aktualnie jest prowadzona np. zbiórka odzieży, w którym miejscu w mieście można podzielić się jedzeniem (o ile funkcjonują u Was tzw. jadłodzielnie) itd.

  2. Od najmłodszych lat ucz dziecko oddawać osobom potrzebującym książeczki i zabawki, którymi się już nie bawi, i ubrania, z których wyrosło. Dwa razy do roku wspólnie (nigdy pod nieobecność dziecka!) przejrzyjcie zawartość dziecięcego pokoju, wybierzcie, czego dziecko jest gotowe się pozbyć, i ustalcie wspólnie, do kogo te przedmioty pójdą (może to być osoba prywatna świetlica szkolna czy dom dziecka – tylko tu koniecznie zbadajcie najpierw potrzeby).

  3. Poszukajcie możliwości podjęcia wolontariatu na stronie internetowej Ogólnopolskiej Sieci Wolontariatu. Opcji jest bardzo wiele: od pomagania w lekcjach młodszym dzieciom po pracę w schronisku dla zwierząt czy towarzyszenie starszym osobom.

Pomaganie z dzieckiem – tego unikaj!

  • Pomaganie na pokaz. Szczególnie nastolatki są wyjątkowo wyczulone na fałsz. Jeśli zorientują się, że za Twoją chęcią zaangażowania w działalność charytatywną stoi np. chęć zaimponowania znajomym albo pochwalenia się tym, co robisz, w mediach społecznościowych, mogą całkowicie stracić serce dla idei pomagania. Pamiętaj, że to Ty modelujesz postawy. Bądź wzorem w tym zakresie.
  • Pochopne zaangażowanie się w zbyt wiele i/lub zbyt obciążających przedsięwzięć. Wiele osób, które dopiero zaczynają przygodę z zaangażowaniem społecznym, chce  nadrobić ileś lat w kilka tygodni i – zapisują się wszędzie, chcą robić mnóstwo rzeczy naraz.
Zwykle nie kończy się to dobrze, bo takie osoby po kilku tygodniach, maksymalnie miesiącach, najzwyczajniej w świecie się wypalają i rezygnują – najczęściej ze wszystkich aktywności.

Dla dziecka takie działanie stanowi lekcję braku rzetelności, systematyczności i odpowiedzialności, a przecież nie tego chcemy uczyć.

  • Niedostosowane do wieku i zainteresowań dziecka działania na rzecz innych. Zanim podejmiecie wspólne aktywności na rzecz innych, warto dokładnie rozważyć, jakie jest Twoje dziecko: czy jest intro- czy ekstrawertykiem, czy łatwo przychodzi mu kontakt ze zwierzętami, czy dobrze czuje się w dużej grupie ludzi. Na takie i inne pytania musicie sobie odpowiedzieć, zanim zdecydujecie się zaangażować.
  • Traktowanie osób, którym pomagacie, jak gorszych od Was, i przekazywanie takiej postawy dziecku. Niektóre osoby, choć kierują się w swoich działaniach dobrymi intencjami, czasami mimowolnie przyjmują postawę wyższości wobec tych, którym pomagają. Takiej mamie czy tacie wyrwie się czasami przy dziecku na przykład: – Jak się nie będziesz uczyć, to skończysz jak pani D., ta, której robimy we wtorki zakupy. Pracowała tyle lat w słabym miejscu, ma niską emeryturę i jest zdana na łaskę i niełaskę innych.
Choć zapewne intencje nadawcy takiego komunikatu są szlachetne (chce wzbudzić ambicje w dziecku), mogą chybić celu. Zamiast bowiem stanowić motywator, mogą okazać się czynnikiem, dla którego dziecko zacznie traktować niektóre osoby pobłażliwie, z poczuciem wyższości, bez empatii – a przecież zupełnie nie tego chcieliście je nauczyć.

  • Wybieranie działań, które wymagają mniejszego zaangażowania. Choć zdarzają się oczywiście sytuacje, gdy uzasadniona jest wpłata na konto zamiast zaangażowania w kilkugodzinną zbiórkę, miejmy świadomość, że z punktu budowania naszej relacji z dzieckiem to, co robimy dłużej i z zaangażowaniem, bardziej zaprocentuje i w przyszłości będzie dla dziecka większym motywatorem do podejmowania podobnych akcji.
Może warto podjąć ten jeden raz trud? W końcu chcemy wychować świadomego, aktywnego obywatela i empatycznego człowieka.





Źródła:
  • cbos.pl

Lilka Poncyliusz-Guranowska
Autorka jest anglistką, nauczycielem dyplomowanym, egzaminatorką i autorką wielu pozycji (w tym czterech książek) z zakresu metodyki nauczania języka angielskiego i komunikacji międzyludzkiej. W marcu 2023r. ukazała się jej nowa książka, poradnik dla nastolatków z zakresu komunikacji społecznej – „Być nastolatekiem i przetrwać. Psychologia komunikacji”. Prywatnie jest mamą osiemnastolatki i czternastolatka.
Próchnica jest schorzeniem zębów, które powstaje na skutek demineralizacji szkliwa zębów, spowodowanej działaniem kwasów wydzielanych przez bakterie w jamie ustnej. Codzienna dieta odgrywa ważną rolę w profilaktyce próchnicy, a pewne nawyki żywieniowe mogą pomóc w zmniejszeniu ryzyka jej wystąpienia. Oto kilka zaleceń dotyczących diety w przypadku próchnicy.

Przyczyny próchnicy i ubytków

Do powstawania zmian próchniczych potrzebne są trzy czynniki występujące jednocześnie: bakterie, cukry i czas! W jamie ustnej dziecka powszechnie występują różne bakterie, ale te próchnicotwórcze dostają się poprzez jedzenie tymi samymi sztućcami co dorośli oraz oblizane przez opiekunów smoczki (w przypadku małych dzieci).

Pożywką dla bakterii próchnicotwórczych są cukry proste. Wytwarzają z nich kwas, który oddziałuje na zęby, prowadząc do demineralizacji szkliwa, a następnie do powstawania ubytków. 
 
Ograniczenie spożycia cukrów prostych, zwłaszcza tych dodanych do produktów i potraw, eliminuje czynnik ryzyka rozwoju próchnicy. Zatem warto ograniczyć w diecie dziecka słodycze, napoje słodzone i inne produkty zawierające cukry proste (cukier stołowy, miód, syropy owocowy, soki). Jeżeli już pojawiają się słodycze, niech nie będą np. lizaki i słodycze klejące, ponieważ ich jedzenie trwa dłużej lub ich osad pozostaje na zębach. Cukry zawarte w surowych warzywach i owocach nie są próchnicotwórcze, ponieważ bakterie nie mają do nich dostępu na poziomie jamie ustnej. Sytuacja zmienia się, gdy przeżuwamy je w postaci gotowanej, zmiażdżonej lub w postaci soków, gdy cukier zostaje uwalniany z komórek roślinnych.

Napoje słodzone a próchnica

Słodzone napoje, oprócz dużej ilości cukru, czasami zawierają w składzie kwas fosforowy, który również może osłabić szkliwo zębów, sprawiając, że są bardziej podatne na uszkodzenia. Szacuje się, że kwasowość napojów typu cola jest równa kwasowości octu balsamicznego (pH około 3). Wobec tego dobrym nawykiem jest szczotkowanie zębów również po spożyciu napojów gazowanych i unikanie ich między posiłkami. Równocześnie jednak zaleca się odczekanie około 30 minut przed szczotkowaniem zębów, aby uniknąć mechanicznego uszkodzenia szkliwa osłabionego przez kwas. Rada dotyczy również innych naturalnie kwaśnych napojów, np. soków z owoców cytrusowych.

Bardzo dobrym nawykiem jest popijanie pomiędzy posiłkami czystej wody źródlanej lub mineralnej. Woda pomaga w utrzymaniu prawidłowej ilości śliny, która jest ważna dla neutralizowania kwasów w jamie ustnej, ponieważ przepłukuje jamę ustną z resztek pokarmowych.

Warto pamiętać, że jedzenie przed snem i po umyciu zębów oraz podjadanie w nocy, zwłaszcza produktów z cukrami prostymi, zwiększa ryzyko powstawania ubytków. Ponadto w nocy zmniejsza się ilość śliny, która chroni zęby.

Profilaktyka próchnicy

Podsumowując, regularne mycie zębów krótko (czas) po posiłkach i utrzymywanie higieny jamy ustnej w ciągu dnia pomaga w eliminowaniu resztek pokarmowych i bakterii. Im dłużej w jamie ustnej utrzymuje się kwaśne środowisko, tym gorzej dla zębów.

Urozmaicona dieta, bogata w błonnik, witaminy i składniki mineralne, dodatkowo wspomaga profilaktykę próchnicy i sprawia, że zęby są mocniejsze. Produkty bogate we włókna roślinne, takie jak warzywa, owoce i pełnoziarniste produkty zbożowe, mogą pomóc w utrzymaniu zdrowej równowagi bakteryjnej w jamie ustnej. Produkty mleczne, takie jak mleko, produkty fermentowane i sery, są dobrym źródłem wapnia, które jest ważne dla utrzymania zdrowych zębów, zwłaszcza w okresie rozwoju dzieci i młodzieży. Natomiast witaminy utrzymują błonę śluzową w dobrej formie.

Alternatywą dla cukru może być ksylitol, czyli naturalnie występujący związek o zbliżonych właściwościach do cukru. Występuje naturalnie w niektórych owocach, warzywach, a także w korze brzozy. W przemyśle spożywczym stosowany jest przeważnie ksylitol otrzymywany z kory brzóz. Ma zbliżoną słodkość do sacharozy (cukru), ale zawiera mniej kalorii i nie jest pożywką dla bakterii próchnicotwórczych. Jest uważany za skuteczny substytut cukru w wielu produktach spożywczych i napojach. Ma również właściwości antybakteryjne i może wręcz przyczynić się do zmniejszenia ilości bakterii w jamie ustnej, co następnie obniża ogólne ryzyko próchnicy. Często dodaje się go do bezcukrowych gum do żucia, past do zębów i innych produktów do pielęgnacji jamy ustnej. Ksylitol jest uznawany za bezpieczny dla zdrowia, jednak spożywanie go w nadmiarze może powodować u niektórych osób efekt przeczyszczający, ponieważ ma właściwości fermentujące. Zdecydowanie warto jednak stosować go w kuchni, zwłaszcza do wypieków i napojów.

Bezcukrowe gumy do żucia stymulują produkcję śliny, która odgrywa ważną rolę w neutralizacji kwasów oraz usuwa resztki jedzenia. Po spożyciu kwasowych pokarmów lub napojów, takich jak kawa czy owoce, żucie gumy pomaga w przywróceniu naturalnego pH w jamie ustnej.

Kluczową rolę w utrzymaniu zdrowych zębów odgrywają regularne wizyty u dentysty i odpowiednia higiena jamy ustnej. Tym, co możemy zrobić więcej, są wspierające zdrowie zębów codzienne wybory żywieniowe.





Dr n. o zdr. Gabriela Wanat-Kańtoch
Autorka ukończyła doktorat na Śląskim Uniwersytecie Medycznym w Katowicach. Jest asystentem dydaktycznym w Zakładzie Promocji Zdrowia. Dietetyk z wykształcenia i pasji. Popularyzator nauki w zakresie wiedzy o żywieniu i zdrowiu. Autorka wielu projektów dla dzieci o tematyce kuchni molekularnej i zdrowego odżywiania. Prywatnie świeżo upieczona mama mierząca się z wyzwaniami, które niesie rozszerzanie diety.

Udostępnij

Udostępnij na Facebook